
Wiem już, jaka jest Miłość, ale instynktownie zawsze wiedziałam, jaka nie jest. Nie potrafiłam się w żaden sposób zmusić do bycia z kimś, przy kim, pomimo pociągu seksualnego bądź potrzeby bliskości, miałam nieprzyjemne przeczucie. Jakby ktoś stał obok i szeptał mi do ucha: to nie to. Nie oszukasz samej siebie.
Mogą mi wmawiać, że boję się angażować i uciekam od związku, ale coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że to ja mam rację. Szukam konkretnej osoby, a nie jakiejkolwiek. Szukam osoby, a nie jakiegoś ciała, jakiejś bliskości. Nie wiem nawet, jak mam to ubrać w słowa. Czy jest to w ogóle możliwe?
Gdy otwierałam dziś drzwi do domu, ktoś stał za mną. Obserwował mnie, ale zbyt szybko wsunęłam się do domu, by móc zobaczyć jego twarz. Gdybym wiedziała, że ktoś, prawdopodobnie ten mężczyzna, dzwonił do moich drzwi kilka razy przed moim przybyciem, jak i również po moim wejściu do domu i ponownym wyjściu, prawdopodobnie uważniej bym mu się przyjrzała. Przeraża mnie to. Od razu przypomina mi się pewien incydent pare lat temu, gdy szłam do miasta i nagle ktoś nieznajomy, stojąc po drugiej stronie ulicy, zawołał moje imię. Patrzył na mnie. Gdy się zatrzymałam, niepewna, co zrobić, on szybko się odwrócił i ruszył w przeciwnym kierunku. Do dziś nie wiem, kim był, ani jaki był jego cel, ale pare miesięcy temu prześladowało mnie bardzo dziwne uczucie. Bardzo często, będąc gdzieś, miałam wrażenie, że jestem obserwowana. Czułam czyjąś obecność. Trwało to około miesiąca i, tak jak tamten incydent na ulicy, nie owocowało żadnym konkretnym zdarzeniem. Co nie zmienia faktu, że to się zdarzyło i prawdopodobnie nie było przypadkowe i bez znaczenia.
Chyba się boję.
Strach to też powód, by chcieć mieć kogoś przy swoim boku.