wtorek, 16 listopada 2010

Zapomniana...

Zapomniałam całkowicie o tym blogu... o całym tym moim ambitnym pisaniu niewiadomo dla kogo...chyba dla samej siebie... Dzisiaj się przebudziłam i jak prawie każdego poranka zaczęłam od kawy i prasówki...i nagle do głowy wpadła mi myśl,że Rudzielec pytała się o bloga...dokładnie o tego cholernego bloga, który ostatnio był odwiedzany przeze mnie chyba wczesną wiosną...  I tak oto tutaj jestem...piszę, mimo braku spacji;)

Za dużo by pisać żeby opowiedzieć wszystko ze szczegółami co się działo przez ten cały czas kiedy mnie tu nie widziano... Więc taki szybki bilans co było na minusie, a podskoczyło do góry:

* jestem z Bartusiem (starał się chłopak, starał i się wystarał;>) i jestem zakochana;) w końcu;) i w końcu jestem pewna tego, że trafiłam dobrze, na wieki;) nawet planujemy mieszkanie razem, bo przecież mamusia to nie do zniesienia ostatnio jest;) jego mamusia;)

* studiuje;) zaocznie, ale może to i lepiej;)

* praca:) jak na razie jako indywidualna stylistka paznokci;) ale od grudnia...ciiiiii;)

czwartek, 13 maja 2010

Dawno mnie tutaj nie było...ale mam wytłumaczenie- brak czasu i chęci na pisanie, a poza tym nie miałam neta, więc się nie czepiajcie...

Prawie dwa miechy przewegetowałam w Kłodzku, a wczoraj trafiłam do Wrocka...leże w łóżeczku i nie mam jakoś ochoty z niego wstawać... Może gdyby za oknem świeciło słonko to miałabym większą motywacje, ale niestety zamiast słonka są chmury i deszczyk, nawet nie chcę mi się wychodzić do sklepu po śniadanie...dupa, i tak jestem na diecie, w końcu się porządnie za siebie wzięłam!!! Nie żebym wyglądała jak jakaś locha, albo conajmniej Szamotowa, ale przy moim wzroście kilka centymetrów więcej tu i tam jest niewskazane, po pierwsze już nie fajnie wygląda, a po drugie ja nie czuję się sobą, ot tyle! I wszyscy mogą sobie mówić co chcą, ja wiem swoje:D

Kilka zmian w moim życiu - hmmm... wyprowadzam się z Wrocławia, przynajmniej do października, rezygnuje z mieszkania, wracam do Kłodzka, tam (chyba!) będę miała prace- w hurtowni kosmetyczno-fryzjerskiej, nic wielkiego, ale przyjemna robota;) No i jak Bozia da to wyprowadzam się na inne mieszkanie...ale tu ciiiiiiiiiii, nie chcę zapeszać;) No i zaczynam powoli żyć...

Co pozostało bez zmian? Moja postawa wobec istoty mało ludzkiej, zwanej mężczyzną... Dalej niektórych tylko traktuje na równi, a reszta jest dla mnie tylko "dodatkiem do penisa". I coś mi się zdaje, że to długo się nie zmieni:D

Asta la vista kochasie;):*

poniedziałek, 15 marca 2010

sen


"Miałam sen, wiesz...
Śniłeś mi się Ty.

Ten jedyny,
Ten wymarzony,
Tak czuły,
Tak opiekuńczy,
Tak kochający..."


Na początku myślałam, że znam tą twarz, że to On, ten o którym myślałam jak o drugiej połówce pomarańczy... A i tak okazało się, że to kolejny z ładną buźką, kolejny szczerze się uśmiechający... Nawet w snach mnie to prześladuje...

sobota, 13 marca 2010

smutek


Brak mi wiary w jutro...

To dziwne, bo ja- wieczna optymistka, miałam zawsze swoje "różowe okulary" i nic innego się nie liczyło...

Brak mi punktu zaczepienia, motywacji, która pchnęłaby mnie przed siebie...

A co najgorsze...brak mi siebie samej...

To okropne, patrzeć w lustro i widzieć kogoś innego, patrzeć w przeszłość i zastanawiać się gdzie jest ta dziewczyna która kiedyś uśmiechem podbijała świat? No gdzie?! Cholera jasna!!!

Schrzaniłam... Spierdzieliłam tyle rzeczy... Popełniłam tyle błędów!!! I dopiero teraz widzę ile się ostatnio zdarzyło, ile skreśliłam przez swoją głupote i egoizm... Ilu ludziom pozwoliłam odejść;( I problem w tym, ze nie wiem jak to naprawić...nie jestem chyba jeszcze w stanie się dowiedzieć...

PRZEPRASZAM!!!

sobota, 6 marca 2010

o.O

Miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu. A następnego dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jednak poczułeś już jej smak i wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować. Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, a zapominasz o niej na trzy godziny. Ale z wolna przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie zależny. Wtedy myślisz o niej trzy godziny, a zapominasz na dwie minuty. Gdy nie ma jej w pobliżu - czujesz to samo co narkomani, kiedy nie mogą zdobyć narkotyku. Oni kradną i poniżają się, by za wszelką cenę dostać to, czego tak bardzo im brak. A Ty jesteś gotów na wszystko, by zdobyć miłość. I wałaśnie Ty jesteś moim narkotykiem, moją osobistą dawką heroiny... Tylko ja jestem na odwyku...już ponad 4 miesiące, sama zabraniam sobie rozmów z Tobą, tym bardziej spotkań, gdy mam już odpisać na SMSka od Ciebie jedna część mnie bardzo tego pragnie, druga zaś, krzyczy "NIE"! Bo wiem, że w realnym świecie jesteś nieosiągalny, mimo, że jesteś moją bratnią duszą...

I nie wiem co się ze mną dzieje, silna kobieta która wcześniej stawiała czoła każdemu wariactwu zamieniła się w małą dziewczynkę, która czasami nie wytrzymuje i szlocha z byle powodu... Jakoś nie mogę zacząć żyć...nie potrafię albo nie chcę... nie mam motywacji... Za oknem szaleje sroga zima, a przecież miał być już cieplej...a przynajmniej wiosenniej... I już na siebie patrzeć w lustrze się nie mogę... Wrrrrrr nie lubię tego stanu!!!

Gossip Girl;*

sobota, 20 lutego 2010

Love Choccolatte

Gdy nadchodzi wieczór, łzy jakby automatycznie cisną się do oczu. Bo znów włączyli ogrzewanie, a obok nie ma nikogo, do kogo można się przytulić. Mogłabym mieć teraz kogoś u boku, ale jaki to miałoby mieć sens, gdybym miała świadomość, że to nie to?

Wiem już, jaka jest Miłość, ale instynktownie zawsze wiedziałam, jaka nie jest. Nie potrafiłam się w żaden sposób zmusić do bycia z kimś, przy kim, pomimo pociągu seksualnego bądź potrzeby bliskości, miałam nieprzyjemne przeczucie. Jakby ktoś stał obok i szeptał mi do ucha: to nie to. Nie oszukasz samej siebie.

Mogą mi wmawiać, że boję się angażować i uciekam od związku, ale coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że to ja mam rację. Szukam konkretnej osoby, a nie jakiejkolwiek. Szukam osoby, a nie jakiegoś ciała, jakiejś bliskości. Nie wiem nawet, jak mam to ubrać w słowa. Czy jest to w ogóle możliwe?


Gdy otwierałam dziś drzwi do domu, ktoś stał za mną. Obserwował mnie, ale zbyt szybko wsunęłam się do domu, by móc zobaczyć jego twarz. Gdybym wiedziała, że ktoś, prawdopodobnie ten mężczyzna, dzwonił do moich drzwi kilka razy przed moim przybyciem, jak i również po moim wejściu do domu i ponownym wyjściu, prawdopodobnie uważniej bym mu się przyjrzała. Przeraża mnie to. Od razu przypomina mi się pewien incydent pare lat temu, gdy szłam do miasta i nagle ktoś nieznajomy, stojąc po drugiej stronie ulicy, zawołał moje imię. Patrzył na mnie. Gdy się zatrzymałam, niepewna, co zrobić, on szybko się odwrócił i ruszył w przeciwnym kierunku. Do dziś nie wiem, kim był, ani jaki był jego cel, ale pare miesięcy temu prześladowało mnie bardzo dziwne uczucie. Bardzo często, będąc gdzieś, miałam wrażenie, że jestem obserwowana. Czułam czyjąś obecność. Trwało to około miesiąca i, tak jak tamten incydent na ulicy, nie owocowało żadnym konkretnym zdarzeniem. Co nie zmienia faktu, że to się zdarzyło i prawdopodobnie nie było przypadkowe i bez znaczenia.
Chyba się boję.

Strach to też powód, by chcieć mieć kogoś przy swoim boku.

wtorek, 16 lutego 2010

nie ważne ile zrobiłeś dobrego dla drugiej osoby,↵ona i tak będzie pamiętać ten jeden raz, kiedy przez głupote zrobiłeś coś nierozsądnego...↵↵choreee

Nawiązując do komentarza anonimowego nr. 2 stwierdzam,że wersja pierwsza bez dwóch zdań była najlepsza,ale tej wersji wiele osób nie zna... Co do komentarza nr. 1 to dziękuje bardzo;) Miło się dowiedzieć,że ktoś czyta to co tu skrobie i to chwali;)

Siedze w kotlinie, niby ferie są, bo pod koniec lutego czeka mnie praca, bo już wiedzą, że wzięłam dziekanke, że chce przerzucić się na zaoczne, nie żeby im to pasowało, wręcz przeciwnie, odracają mi wrocław, sama już nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, niby mieszkanie w kłodzku przez ten okres czasu byłby całkiem dobrym rozwiązaniem,ale mam wrażenie, że to pójście na łatwizne, z drugiej strony dobrze płatną pracę we wrocku znaleźć też nie hop-hop;/ I jeszcze ta cała sytuacja z D, K, E i B... Poszła plotka i wróciła, tylko, że nie do tego właściciela... No mówie,że jak się pierdzieli to po całości...

I jeszcze zgadnijcie kto pisał? Pan R., znowu tęskni, chce pisać, bo podobno "jestem jego odskocznią odcodzienności"

Jak znajdę chwilke to napisze coś bardziej sensownego i kupy się 3mającego;)

Gossip Girl:*

poniedziałek, 1 lutego 2010

Konsekwentnie, bez napinki - pierdolimy walentynki;)

Szczerze mówiąc, walentynkami najbardziej jarałam się za czasów szkoły podstawowej ;) Wtedy to, za sprawą szkolnego radia można było usłyszeć swoje nazwisko na tle romantycznej piosenki, ale można też było jakiemuś kumplowi wyciąć wała wysyłając liścik/dedykację podpisane imieniem szkolnego pasztetu :D Eh, stare, dobre, lajtowe czasy szkolnego miłowania i kochania się - z każdą kolejną klasą mniej skrytego. Dziś jestem zgredem i syczę na te wszystkie święta i okazje przesiąknięte komercją. Może gdzieś tam w głębi duszy zazdroszczę innym tego, że mają siły, by ten jeden raz w roku jeszcze bardziej się kochać i to uczucie z jeszcze większym zaangażowaniem sobie okazywać. 14 lutego - sklepy krzyczą: kochasz, to wejdź, a jak nie kochasz, to pokochaj i wejdź. I już mniej istotne, czy ktoś ma czas, ochotę, siły i zdrowie, by wmieszać się w tę walentynkową machinę. 14 lutego po prostu trzeba być banankiem otoczonym różem, pluszem, zapachem, wisiorkami, dobrym winkiem czy czym tam jeszcze ;) Trzeba, albo przynajmniej wypada.

Żeby chociaż te całe walentynki wypadały w jakiś przyzwoity dzień, a nie jak się trafi... Imo druga sobota miesiąca lutego, byłaby zdecydowanie lepszym terminem biegania z miśkami, kwiatkami i innym lukrem, niż "na sztywno" 14-ty. Przy okazji: wyrazy współczucia dla listonoszy, którym przychodzi nadwyrężać kręgosłup ciężarem serduszkowej makulatury ;) 
Ja tam bojkotuję to "święto" i wcale tego nie ukrywam :) Nie mam zamiaru być słodsza, bardziej gładka i kochana niż zwykle tylko dlatego, że ktoś kiedyś sobie wymyślił walentynki, a ktoś po nim wpadł na pomysł, aby na tym zarabiać. Nie mam zamiaru ugniatać podeszew stojąc w kolejce po jakąś trendy pierdółkę, tylko dlatego, że tak się przyjęło i tak robią wszyscy. 14 lutego - jeśli w sobotę, to spoko, bo wtedy np. można sobie całą noc poahać przy drinku, dobrym filmie czy czym tam jeszcze ;) Ale tak patrząc na niektórych, głównie z młodszych roczników, mam wrażenie, że dla nich walentynki to mus na wagę życia lub samobójstwa. 14-ego lutego - bo tak trzeba. Gówno, a nie trzeba. Jeśli już coś trzeba, to starać się przez cały rok być jak najlepszym partnerem, a swoje miłości świętować nie wtedy, gdy kalendarz karze, ale wtedy, gdy przychodzi na to szczera ochota :)

I tak na koniec życzenia z okazji dnia św. Walentego:
Wszystkiego najlepszego z okazji imienin dla wszystkich Walentych, a wszystkim tym, którzy 14 lutego jakoś bardziej się kochają, życzę tak silnego kochania przez okrągły rok :) Starajcie się być tacy fajni i fafani nie tyle z myślą o dacie w kalendarzu, co z myślą o ukochanej osobie. 

Taaa, pozrzędziłam i ponarzekałam, ale nie bierzcie sobie tego do serca; to tylko moje prywatne zdanie ;) Wam szczerze życzę wspaniałego, długiego walentynkowego wieczoru i takiej temperaturki przez cały czas :)

A ja, jak co roku spędze ten dzień sącząc drina z moją kochaną sis:) w końcu to święta osób które się kocha, a ja akurat kocham moją siostrzyczkę;)

Gossip Girl:*

piątek, 22 stycznia 2010

bez.notki.za.to.z.linkiem;)

Nie mam ani czasu ani weny na notatki...ale za to rzucam linka, żebyścue mogli poczytać coś fajnego:D Mi się podoba:D A Wam?:D Buziaki dla autora:*

http://studenciak.blogspot.com/2010/01/ahm.html ;)